Tekst piosenki:
Życie jest jak papieros bez filtra -
Zaciągasz się chwilę i krztusisz przez wieki,
Masz happy endy na tanich filmach
Byś mógł o nich myśleć przez ciężkie powieki.
Dowód w portfelu skutecznie odcina cię
Od ideałów, wiary w intencje,
Ludzi dla których afrodyzjakiem
Jest lingwistyka i słowo: 'więcej'.
Przybyło mi trochę kilo od licka,
Jakoś zdałem szkołę, zaniedbałem bicka,
Rozkręciłem freestyle - Fifi (tak się w to gra).
Na starych zdjęciach się głupio uśmiecham,
Tam jeszcze nie wiem co kurwa mnie czeka,
Gdy pogubię farbki, którymi się zmienia tła.
Moje uczucia to dzisiaj newsletter -
Rozsyłam do wszystkich i sam wiem najlepiej,
Że z moim szczęściem wszystko,
Co ważne, wpieprzę w spam.
Na dagerotypie wizji rodziny,
Którą w przyszłości mam stworzyć po chwili
Zastanowienia, widzę, że chyba stoję sam.
Mówiąc do którejś: "kotek się śmieje",
Płytkie to jak plotek, pudelek
I czerwony dywan nie dla mnie jest tutaj,
Tam nie wpuszczają w ubłoconych butach.
Pozwalam ci deptać po moich emocjach
I robię to wszystko w zamian za propsa,
Więc jestem dziwką z jakiejś dziwnej grupy,
Bo nie chcę pieniędzy a słowa otuchy.
[Refren]
I tylko mnie nie strasz piekłem po śmierci,
Smażeniem się w kotle i diabłem co twierdzi,
Że każdy grzesznik po mnie tutaj skończy jak ja.
Bo wkurwia mnie mocno to wasze gadanie
O tym co się stanie i co mi pisane,
Że nie znam godziny, sekundy i kurwa dnia.
Bo człowiek jest sam przy swoich problemach,
A ten wasz altruizm to kurwa jest ściema,
Tak samo figurka przed którą padają
Ludzie bez charyzmy, żebrząc o wygraną.
Z życiem na szczycie nie byłem,
Powoli ocieram się, bo uwierzyłem,
Że można tam wejść bez żadnych modlitw,
Padania na twarz ideologii.
Swoją pogardę wypluwam na chodnik,
Na którym się w weekend stoczy pół kraju,
Zmęczonych życiem do tego stopnia,
Że ciężko im wejść do dobrego tramwaju.
Łapię się na tym, że oprócz taksówki,
Którą wróciłem, wszystko się zgadza,
Te same problemy, ta sama niepewność,
Którą zagłuszam nagrywając bragga.
Zmieniam kobiety i zmieniam mieszkania,
Nie lubię obietnic i przywiązania,
A spinki do włosów leżące za łóżkiem
Przypominają o cudzołóstwie.
Choć gardzę kurwami, bluzgam coraz częściej,
Jak Mahatma Gandhi - mam problem z mięsem,
Agresja trwa chwilę i tylko mnie wzmacnia
By urwać się w parę sekund jak Snapchat.
I nic tak nie męczy, jak poważni ludzie,
Ich emblematy na garniturze,
Sen o karierze każe zwiększać tempo,
By skończyć w przyszłości jak Jordan Belfort.
A ja raczej z tych, których duma zżera,
Gdy mówię: "przepraszam, żądam suflera"
Jestem jak ćpun, rusz wyobraźnie,
Zbyt często wszystko biorę na poważnie.
I nie mam już kiedy pisać tych zwrotek,
Na wzburzone morze wypływam po flotę,
Gdy wracam z powrotem, kolory giną,
Wszystko w czarnych barwach jak Al Pacino.
Na brudnych zasadach jak Morgan Freeman,
W Skazanych na Shawshank jeszcze się trzymam
I pytam sam siebie czy to jeszcze artyzm,
Gdy piszesz bo nie wiesz ile jesteś warty
[Refren]
I tylko mnie nie strasz piekłem po śmierci,
Smażeniem się w kotle i diabłem co twierdzi,
Że każdy grzesznik po mnie tutaj skończy jak ja.
Bo wkurwia mnie mocno to wasze gadanie
O tym co się stanie i co mi pisane,
Że nie znam godziny, sekundy i kurwa dnia.
Bo człowiek jest sam przy swoich problemach,
A ten wasz altruizm to kurwa jest ściema,
Tak samo figurka przed którą padają
Ludzie bez charyzmy, żebrząc o wygraną.
Z życiem na szczycie nie byłem,
Powoli ocieram się, bo uwierzyłem,
Że można tam wejść bez żadnych modlitw,
Padania na twarz ideologii.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):