Tekst piosenki:
[Zwrotka 1: Filipek]
Powiedz, jaki to był rok, bo już sam nie wiem,
Ciągle mówili, że przechodzę samego siebie,
Jak oblewałem matmę czy rozpieprzałem prawko,
Nie byłem fajnym dzieckiem, przyjrzyjmy się faktom.
Czasem mam siebie dosyć, gdy wracam późną nocą,
Powtarzam po rodzicach, jedno pytanie: "po co?",
Bitwy na wolno, bo na szybko bójki, znam to,
Dzień przed WBW zrobiłem se trening przed knajpą.
Nienawidzę raperów, ćpanie przynosi blight,
Przez to do kosza poleciało kilkanaście płyt,
Co drugi marzy tylko o dziwkach i forsie,
Jakoś nie tak mnie tutaj uczył wartości ojciec.
Moje życie to freestyle, z nim całe życie, wierz mi,
Najwięcej punchy przyjąłem chyba od byłych dziewczyn,
Jak bohater pachnidła - mam tu przeczucie świetne,
Że wyjdę z zaułków ciemnych, jak w moskiewskim metrze.
[Zwrotka 2: Er]
Miałem odbić od tego i nie wracać już,
A znów zwracam i chyba te kluby to martwy punkt,
To co miałem przed wyjściem w kieszeni - strzelił chuj,
Chyba forma jest, bo wczoraj chlałem za dwóch.
Opowieści już dość mam o tym, jak było w nocy,
Bo to nie powód do dumy, tylko potrzeba pomocy nam,
Chyba mała miasteczkowość i ciągły brak opcji
Wykreowały we mnie chęć do spożywania toksyn.
Od płynnej wersji po toksyczne związki,
Trochę szkoda, że ona nie nosi mojej obrączki,
Ale noszą na ustach moją ksywkę po weekendach,
Bo piliśmy gdzieś na battle'ach, piliśmy na koncertach.
Ostatni rok na scenie - spoko wyszło,
Tylko szkoda, że prywatnie mi się jebie wszystko
I żyje sztywno, nauczony zasad tych osiedli,
Co wpojone za dzieciaka - jest już w pamięci.
[Zwrotka 3: Baron]
Krecha była posypana, wóda koiła mój gniew,
Snu nie miałem znów do rana, gruda zakłócała węch,
To jak efekt motyla, ruchem zmieniam bieg,
Taki defekt zabija i nie mam jak cofnąć się.
Trzeci miech bez wódy, kumple mają żal
I pretensje kurwa, że układam typie swoje życie,
Każdy wie jaki bagaż mam, a radzę sobie sam,
A wy macie kurwa lucky szmal, bo dają rodzice.
Odwagi mam za dużo, biorę to na barki,
Wady słabo wróżą, lecz nie zawiodę matki,
Błędy się ciągną za mną, jak sprawa Pistoriusa
I mam jaja tak, że będzie wypaczona sztuka.
Patrzę komu ufam, mimo wady wzroku
I może przyjdzie czas, że poczuję tu spokój,
Czuję się jak Morgi, bo raczej nie polatam,
Toksyny, wóda, krew, głupie dupy i katar.
[Zwrotka 4: Matis]
Siedemnaście wiosen, a to się ciągnie jak babie lato
I na ten moment pierdolę czy hajs zgarnę za to,
Zatrutą strzałą traf w błędy, z żalu za truizmy,
Chłopcy nie mają jaj, a każdy ma z nich ma ból pizdy.
Panna czy życie, bo praca i picie,
Twój kamień Syzyfie się stacza (widzicie),
Nie użalam się, kostki obdarte, low kick czy parter,
Rozkmiń poważnie, bo nie raz w dołki sam wpadłem.
Trzeba pokazać jaja, to nie spierdalam
I uniosę łapę na raz, a ty idź se płakać za rap,
Freestyle, tym kiedy jeżdżę albo nie pamiętam,
Czasami trzeźwiej, na poważnie albo nie pamiętam.
Nektar szczęścia, spoko? Nie, a ty spokojnie,
To rozum jak chcesz, sam nie wiem czy przekaz w tym jest,
Osiągnę wiele jak Robert Wadlow, chcę to Jezusie,
Ty chyba nie, jak chcesz chodzić po wodzie to się napij i przejdź.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):