Tekst piosenki:
Razu pewnego patrycjusze
Zebrali się przy Kapitolu,
By ploteczkami się podzielić
I wypić trochę dla humoru.
Gdy gawędzili pijąc winko,
Marka z ciekawością słuchali:
„Piję bo życie mi obrzydło” -
Potem na żonę swą się żalił.
Tu pod kolumnadą dorycką
Wyrzucał z siebie co go gryzie:
„Ja z mą szanowną małżonką
Rozwiodę się nim zima przyjdzie.
Ona się włóczy z poetami,
Nie widzi życia bez aktorów.
Mogłaby też bez chwili przerwy
Patrzeć na walki gladiatorów.
A ja się pytam. Gdzie kultura?
Niedługo będę histerykiem.
Ona się szasta jak ta furia
Przekabacona przez siostrzyczkę.
Ciągle coś bredzą po próżnicy,
A ja chcę wieść żywot dostojny.
Śmieją się ze mnie niewolnicy,
Na wojnę iść? Gdy nie ma wojny.
Przyjdzie naruszyć mi tradycję,
Nie sprawię ja się z obydwoma.
Na dno już idę, patrycjusze,
Z plebejuszkami rzecz skończona.
Dom w Persji jej zostawię chętnie,
Niech weźmie siostrę, tę megierę.
Za ojca szlachetne sestercje
Zafunduję sobie heterę.
Hetera ma być jak ta przystań,
Nie będzie jak tamta szalała.
Może i ciut być lekkomyślna,
Ale rodzinka ma być z dala.
Do zdrowia wrócę bez boleści,
I cug porzucę bez namysłu."
I patrycjusze się rozeszli,
Zazdroszcząc Markowi pomysłu.
.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):