Tekst piosenki:
On był młodym chłopakiem, osiemnaście lat z hakiem
Życiem codziennie się cieszył, jarał jego smakiem
Osiemnaście lat, jak z bata strzelił czas,
Ile bym dał by móc przeżyć to jeszcze raz,
Pamiętam słowa kumpla: stary żyj nie czekaj jutra,
Miłość jest bardzo piękna, ale poza tym okrutna
Mieli splecione dłonie, zostawiał nas by iść do niej,
Jedna mała iskierka wywołała w sercu płomień
Uczucie bez skazy, łamiące wszelkie nakazy,
Wystawiło naszą przyjaźń już chyba z tysiąc razy.
Spotkania, wspólny melanż, piłka, blant, rap
Przysłoniła miłość - ich mały intymny świat,
Był dla mnie jak brat, zawsze murem stał za mną
W końcu powiedział: „sorry, ale wychodzę z Anką”
Mieli splecione dłonie, zostawił nas by iść do niej
Mała iskra i płomień, od którego on spłonie
Wiem, kiedyś go spotkam i wprost zapytam,
Z blasku jego oczu, całą prawdę odczytam,
Podam mu rękę, pocieszę i wesprze,
Przyjaźń jak skała, a nie wątłe powietrze.
Jego ciężkie powieki zamknęła pętla,
Sznur stworzony z miłości, która w końcu pękła,
I jeśli jeszcze go spotkam, powiem mu szczerze,
Że po tym wszystkim kurwa już w miłość nie wierze.
Był dla niej zabawką, ona była całym światem
Oddałby za nią życie, bez walki z katem
Nie wiedział co go czeka, był przecież szczęśliwy
Ale życie to kurwa, jest jak rak złośliwy
Coś zaczęło pękać, i mnożyły się kłótnie
Atmosfera zacięta, a wokół nich jakoś smutnie
Puste popołudnie, on sam bez niej w barze
Kiedyś splecione dłonie, dziś skłócone twarze
Nic nie mówił już, z wódką był sam na sam
Stronił od ludzi, nadgarstek był w setkach ran
Serce złamane na pół i porwane w strzępy
Żył ciałem, a nie duchem, imię jego - przeklęty
Jednak kiedyś zobaczyłem jego twarz senną,
Ona już go nie kochała, on był słaby i polegną,
Jego ciężkie powieki zamknęła bólu pętla
U szyi zaciśnięta, z rany serca wyjęta
Wiem, kiedyś go spotkam i wprost zapytam,
Z blasku jego oczu, całą prawdę odczytam,
Podam mu rękę, pocieszę i wesprze,
Przyjaźń jak skała, a nie wątłe powietrze.
Jego ciężkie powieki zamknęła pętla,
Sznur stworzony z miłości, która w końcu pękła,
I jeśli jeszcze go spotkam, powiem mu szczerze,
Że po tym wszystkim kurwa już w miłość nie wierze.
Ciałem, jak stal a duchem był jak świeczka,
Stary powiedz dlaczego? Przecież śmierć to nie ucieczka,
Nie poddawaj się, mówiłem mu setki razy,
Być może to za mało, lecz kto z nas jest bez skazy,
Staczał się w dół jak ciężki kamień Syzyfa,
Pił i powtarzał, że dawno powinien już zdychać,
Nigdy nie zapomnę dnia, gdy przestał nagle oddychać,
Serce słabo bije, ktoś nożem chce je wyrwać,
Kartki mokre od łez słowa smutne ukryły,
Chwała temu kogo jeszcze uczucia nie zabiły,
Już nie mogę, po prostu kurwa nie mam siły,
Stary nie rób mi tego, wróć i znowu się napijmy.
Widziałam go, wysłałem mu esa raz jeszcze
Teraz gdy go czytam, to przechodzą mnie dreszcze...
Jego ciężkie powieki dawno zamknęła pętla,
Na wieki wieków śmierć samobójstwem przeklęta.
Wiem, kiedyś go spotkam i wprost zapytam,
Z blasku jego oczu, całą prawdę odczytam,
Podam mu rękę, pocieszę i wesprze,
Przyjaźń jak skała, a nie wątłe powietrze.
Jego ciężkie powieki zamknęła pętla,
Sznur stworzony z miłości, która w końcu pękła,
I jeśli jeszcze go spotkam, powiem mu szczerze,
Że po tym wszystkim kurwa już w miłość nie wierze.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):