Tekst piosenki:
Jeszcze pamiętam, jak trzymał mocno cały rewir.
Był dość spokojny czasem, nawet z myślami się nie bił.
Kiedyś staliśmy, a On powiedział, że życie to laid-back (?)
Trochę słabo słyszałem, bo wiesz, w tle głośno leciał fejkles .
Miał semtex no i hurtowo cisnął haszysz.
Pamiętam, jak mówił; wiesz, Ty tak nie potrafisz.
Za ojca kadysz , On miał do wykonania misję.
Zemsta bywa słodka, wspominał, oczywiście.
Długie rozmowy z matką i spotkania pod blokiem.
Potem jeździł Lexusem i miał dwa sześć dwa zera Nokię.
Są wyższe stopnie wtajemniczenia mafii.
Posiadał jeden z nich, wiesz, dużo potrafił.
Opłacał kompakty, szczyty na polskich top listach.
Lubił nocne kluby i do ulicy miał dystans.
To czysty freestyle, kochał transportowe szlaki.
Dworzec Warszawa-Centrum; tam się najwięcej płaci.
Chciał być kadafi. Jak Montana nosił bliznę.
Przecież niczego się nie bał, dobrze opłacał policję.
Raz mu nawet grożono, bo za dużo w mieście mówił.
Gruba lista kontaktów; w niej za często się gubił.
Ostatnio trochę gadaliśmy. Miał do mnie jakiś biznes.
Wybrał nawet spoko lokal, dosyć chłodny pilsner.
Mówił mi , że go śledzą. Że próbują zabić.
Kilka strzałów z magnum, ciało zaczęło krwawić.
Łatwo żył, szybko zginął. Czasem ktoś wspomniał o nim.
Umierał długo, ale wciąż z dłonią na broni.
Razem z ulicą oddychał na peryferiach miasta.
Wiedział co to piekło, w epicentrum dorastał.
Miał rodzinę, miał matkę. W okolicy uchodziła za wariatkę.
Po detoksie ćpała tylko ukradkiem.
Oddawała swoje ciało, twierdziła, że ma powód.
Za młodu zaszła w ciążę na tyłach samochodu.
Miał ojca - osiedla król. Od młodzieńczych lat uczył chłopaka co to ból.
Ten wbrew sobie zgłębiał tajniki. W końcu uwierzył, że jest nikim.
Miał 12 lat, popadł w narkotyki.
Widział jak kumple kradną, jako 15-latek zaj*bał pierwsze radio.
Trafił na stadion. Chciał nowych ludzi poznać, przeszedł na wyższy level.
Zaczął haracze ściągać, nie był wolnym strzelcem.
Za namową kumpla wstąpił do grupy przestępczej.
Chorował na serce. Pewnej nocy nie mógł zasnąć; wyszedł na miasto, spacerował.
A gdy zrobiło się jasno do domu wracał.
Szedł obok katedry, często tam bywał; siadał, nabijał się z biednych.
Tym razem jednak, gdy wybuchnął śmiechem, dzwony zabrzmiały, On zrozumiał; już nie był człowiekiem.
Wszystko się zmieniło, bardzo się postarzał. Mimo zaleceń lekarza, ćpać nie przestawał.
Miał 30 lat. Dostał zawał. Wyszedł z tego, kondycję stracił, był niepotrzebny.
Pożegnał się z kasą, pożegnał się z domem.
Wiesz co było dalej ? Skończył pod kościołem.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):