Tekst piosenki: Teatr Piosenki Młyn - Dorota
Kiedym powracał z lokalu spóźniony
Osierociwszy kompanów trzech
Pewien narzekań gderliwych mej żony
Że knajpa to hańba i grzech
Choć zapewniałem, żem trzeźwy, jak dziecko
Bo na hulanki brakuje sił
Syk mojej pani mnie ukłuł zdradziecko:
-To po coś, oszuście, tam był?!
Hej, Doroto, żywe złoto!
Powściągnij wodze wybujałej swej fanazji.
Hej, Doroto, moja trzpioto!
Pamiętaj: cnotą nigdy nie był brak okazji.
Ech, Doroto, cna istoto!
Nie sztuka pościć kiedy człowiek sytym jest!
Ej, Doroto,
Ma Doroto!
Pokusy drobnej na swym czystym ciele
Poczuj dreszcz.
Razem zaś innym na nudnym przyjęciu
„Psiapsiółek” żony osaczył mnie krąg
Drogi ucieczki szukałem w napięciu,
Głupawo się krzywiąc wśród mąk..
Lecz moja żona wie lepiej ode mnie
(Doprawdy coraz trudniej to znieść)
Że flirtowaliśmy sobie wzajemnie,
A ja chciałem wszystkie je zjeść.
Bo moja pani ma swoje zasady
I unika słabostek i prób.
Zamiar to szczytny, lecz widzę w nim wady:
Któż walor by jej sprawdzić mógł?
Tak już mówili asceci – ojcowie:
„Czym twe męstwo, gdy unikasz walk?
Grzechem zaś nie jest pokusa albowiem
Trzykrotnie kuszony był Pan.”
A gdy się przeniesie ma ukochana
Na niebieskie pastwiska wśród wód
Wytwornie dygnie przed obliczem Pana,
Roztoczy naręcze swych cnót
Zaś dobry Bóg spojrzy smutno przed siebie,
Do świętych ust swoich zbliżając dłoń
I tłumiąc szydercze chichoty w niebie
Cichutko odezwie się doń:
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu