Tekst piosenki: Marek Grechuta - O, Magdaleno
O, Magdaleno. Między obłokami,
w trawie wysokiej i gęstej jak sen,
pasą się źrebce twej ludzkiej ochoty.
Ale nic jeszcze nie jest powiedziane
przeciwko tobie i przeciwko Panu.
W północnym kraju, gdzie przez całą zimę,
aby nas rozgrzać, między bierwionami
nad iskrą chłopski przytupuje piec,
jedynie źrebce wierzgając, pod strzechą
w czarnej zieleni zimowego nieba
krwi swej weselny wybijają nów.
A już na niebie dereniowe koła
Wielkiego Wozu cyklinuje mróz.
Sypie się trocin niebieska zadymka
obłokiem, borem, po wiśniowy sad.
W sadzie pod zaspą odchuchuje kącik
dla swoich bliźniąt i dla zwierząt swoich,
ludzie szerokie ballady na krosnach
przędą z równiny zimowego motka.
Przez sen, polarną czując w sobie krew,
i z rozmysłem płodzą ludzie i zwierzęta
potomków swoich o ciele szerokim
jak chlebowy piec.
O, Magdaleno. Między obłokami,
w trawie wysokiej i gęstej jak sen,
idą mężowie z iglastej zadymki.
A myśmy płakali,
a myśmy się martwili,
od domu, od domu do domu
po kropelce, po kropelce wina
do dzbanów, do dzbanów znosili,
na twoje, na twoje wesele.
Już w nich polarna porusza się krew
i rozwiązuje się dla twoich synów
w twych ciasnych źródłach kołysane mleko.
Lecz nim w kołyskę zamieni się jesion,
obmyjesz stopy ich słowiańskim synom,
którzy polegli, z rozchylonej sosny
pijąc szeroko rozlewaną żółć.
*********************************************
Wyścielony od wnętrza kłosami jęczmienia,
nasłuchuję szelestu lata gryczanego.
I w to promieniste mego wnętrza brodło
winne jabłko spod sadów
koziorożce zsypują.
A wokoło, jak sięga moja okolica,
jest zapach łamanego w rękach chleba
i zapach naczyń limfatycznych,
wydzieranych przez kozy zębami
z białej szyi porannego drzewa.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu