Tekst piosenki:
Zwei...
Drei...
Yo...
Mówią mi Słoń, jestem stąd, nie gram rapu dla dzieci
To jest jak ostre narzędzie którym się możesz skaleczyć
Stoje na przeciw tych dziwek, które moralnie upadły
I trudno, jest być aniołem jeśli wokół są diabły
To ten szkaradny styl, brzydki jak Mick Jagger
Trenuje bragge, to kolejny wielkomiejski szlagier
Niosę przed siebie flage, mimo ulew i wichur
Bo mam "Miłość do życia" jak Paluch i Pihu
Sram na polityków, ścierwa skore do zdrady
Nie dacie rady, zatrzymać młodzieżowych zadym
Jebać wasze układy, fałszywe uściski dłoni
Cuchnący ślad na rękach zostanie jedynie po nich
Jak Koni: "Żyjemy jakby nie miało być jutra"
Zimna wódka, błędy opłakane w skutkach
Codzienność jest okrutna, życie to prostytutka
A szczęście w kartach i miłości chyba tylko Bóg ma
Niesprawiedliwy układ, dostawać grosze netto
Nic dziwnego że ulice tu przypominają getto
Słowa w samo sedno, trafiają jak Wietkong
A diabeł, to wszystko wciąga zawiniętą setką
Powiem Ci jedno, nie ufaj tym kłamcom
Oni od pokoleń zabiją, kradną, gwałcą
Oni upadną jak Samson, niewidomy siłacz
Bo zwykła lekkomyślność nie jednego już zgubiła
Ref.
Pcham wersy do przodu, pokładam w nich wiare (tej!)
Niejeden się potyka i marnuje swój talent
Styl ciężki jak walec, przed siebie wytrwale
A system tak naprawdę ma więcej wad niż zalet
Pcham wersy do przodu, w górze środkowy palec (tej!)
My szlifujemy gware stale, jadę dalej
Kolejny dzień, kolejny balet, synu nalej
A scena płonie jak stosy czarownic w Salem
2.
Nie daj wcisnąć sobie gówna i zrobić z siebie durnia
Wiesz co mnie tak wkurwia, ta cała wtórna chujnia
Z centrum po suburbia, oto liryczny furiat
Sram na plastik, więc nie jara mnie uroda Górniak
Kolejna burda, znowu napierdalanka
Nie jeden szczon ma pecha i kończy balet na sankach
Kogoś wynosi bramka, granda w nocnych klubach
Nie da się logicznie myśleć jak we łbie szumi wóda
Ona rozkłada uda, przed niejednym zgredem
Młoda gwiazda z dyskoteki klepie umysłową biede
Ma 21 wiosen i urodę jak pruchno
Możesz za kilka drinków zwalić konia jej żuchwą
Jedni cuchną jak bezdomni pod starym mostem
Inni walczą o jutro, zdzierając skórę z kostek
Technologiczny postęp? nie świadczy o niczym
Nadal jesteśmy zwierzyną, walczącą o życie w dziczy
Słyszysz? ludzie dzielą się na łowców i ofiary
Tak więc, zanim coś powiesz, mierz słowa na zamiary
Nigdy nie trać wiary, musisz mieć nerwy ze stali
A życie z nas ucieka jak dym z płonącej flary
Doktor Caligari, świat zbrodni i kary
Powoli się wylewa żółć z przepełnionej czary
Widzę wyraźny zarys tego co się wokół kręci
Anioły, demony, potępieni święci
Ref.
Pcham wersy do przodu, pokładam w nich wiare (tej!)
Niejeden się potyka i marnuje swój talent
Styl ciężki jak walec, przed siebie wytrwale
A system tak naprawdę ma więcej wad niż zalet
Pcham wersy do przodu, w górze środkowy palec (tej!)
My szlifujemy gware stale, jadę dalej
Kolejny dzień, kolejny balet, synu nalej
A scena płonie jak stosy czarownic w Salem
Yo, Yo, Yo, 2010 Demonologia, Mikser Słoń
Wersy Ludzie HipHop EP, tej tej tej tej
To są Wersy Ludzie HipHop (co?)
To są Wersy Ludzie HipHop (kto?)
To są Wersy Ludzie HipHop (sprawdź to gówno!)
To są Wersy Ludzie HipHop
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (4):
Pokaż powiązany komentarz ↓