Witaj moja maleńka,
Twoje rude loki wpadły mi w oko
Z przyjemnością zobaczyłbym cię w swoim mieszkaniu
Chodź, zdejmijmy ci sukienkę,
szamocząc się w pijackim bałaganie,
a jednak za żadne skarby nie chcąc tego przerwać.
I chociaż jesteś taka piękna,
muszę opuścić to miasto,
wiem, że nigdy już się nie zobaczymy.
Muszę wyznać, że podkradłem ci sukienkę
i jadąc na zachód wdychałem z niej twój zapach,
Teraz wiem, że nigdy już nie zasnę.
Przemierzając liczne miasta,
pełne prawych, dzielnych ludzi,
Kręciłem się tu i z powrotem z moimi potwornościami
Śmiałem się wraz z okolicznymi dzieciakami,
rozdając im własnoręcznie zrobione zabawki,
By żegnały mnie uśmiechem, gdy odjeżdżam
Powiem ci, że mam już tego dość,
Zdaje się, że przejrzałem to na wylot,
Zastanawiam się, czy coś jeszcze mam z tej fuchy
Nawet nie przypuszczałem, że przez lata
tak się odizoluję, i oto wrzeszczę przez łzy,
tańcząc w szaleńczym obłędzie
Gdy kroczę mrocznymi zaułkami,
słyszę jak jakiś żebrak prosi
"Dobry panie, czy miałbyś może grosza?"
Rzucając wyzwiskami, częstuję go kopniakiem,
a potem bezlitośnie zdzieram z jego twarzy
głupkowatą minę.
Śmieję się radośnie odwracając na pięcie,
by zostawić go związanego
na wyżerkę szczurom.
A gdy dobiegają mnie krzyki, ulatniam się,
bez poczucia winy, drwiąc w duszy,
wiem, że muszę odejść z tego miasta
Powiedz, czy tracę dla ciebie rozum?
Chcę, byś tu była, gdy przez to wszystko przechodzę.
Bo każdego mijającego dnia,
Ku mojemu przerażeniu,
coraz bardziej się staczam,
w żałosnym łańcuszku wyzwisk
Zdradź mi, czy masz przypadkiem laleczkę voodoo
z moją podobizną, którą dźgasz igłami?
Oooooooohhhhhhh.
Nadszedł czas, by zostawić w tyle
dni, w którym byłem uprzejmy i miły
dla każdego, kto stanął na mej drodze
Nie będę ich już rozweselał
wesołymi historyjkami z czasów,
gdy nie zaznałem ani dnia smutku
Zostawiam więc moją duszę w poprzednim mieście,
nie mogę się doczekać zburzenia tych ścian,
Nigdy nie wrócę do tamtego życia
Po stokroć wolę byś sczezła i zgniła,
i patrzeć jak krztusisz się,
spadając wprost na mój nóż
Teraz głupia dziewczyno,
możesz wrzucić swój uśmiech
w nurt rzeki, gdzie zwykłaś się bawić
Gdybyś tylko wiedziała,
że na tym samym starym drzewie,
na którym się huśtałaś, zawisła twoja siostra
I śmiechu, po który się pofatygowałem
nie wydobędę z ciebie tą gadką,
więc nie zostało mi nic innego, jak uwolnić cię od życia
Więc wyduszę je wprost z twoich ust,
wygląda na to, że jedyne czego będzie mi brakowało
to twoja desperacka walka o oddech.
Uciekając wzdłuż ulic zatrzymuję się jedynie,
by hańbić kobiety w zaułkach
ciemną nocą
Rozbieram je i tnę, potem zmuszam by klęknęły,
a gałki oczne uciekają mi w tył głowy,
by zobaczyć podły umysł
Zdaję sobie sprawę, że uzależniłem się od takiego życia,
wiodę los niegodziwca,
ta hulanka raczej potrwa trochę dłużej
Nie ważne co zrobisz, ja i tak cię znajdę
choćby i w najgorszym koszmarze,
Nie przepuszczę żadnej okazji
Oh, nie wierzę cóż uczyniłem,
zamordowałem chyba każdego,
kogo spotkałem
I jeśli dalej będę to robił,
w końcu wyjdzie na jaw,
że to moja robota, z całą pewnością
Oh, nigdy nie zrozumiem, nigdy nie odetchnę,
nigdy w to nie wierzę,
Nie mogę usiąść i powiedzieć, że chcę się zmienić
Bo z każdym odebranym życiem coś czuję,
kiedy ich piękne twarzyczki szpeci grymas,
muszę mieć ręce skąpane we krwi
Boję się i nienawidzę tego stanu,
ale za każdym razem upajam się coraz bardziej,
Doprowadzam bezwartościowe marionetki do wrzasku
Więc otwórz usta szeroko i pozwól na to,
Będę ciąć głęboko, dopóki nie będziesz krzyczeć
Nadszedł czas by umrzeć, dalej, płacz
bym w końcu mógł usnąć w nocy!
Historia edycji tłumaczenia
Komentarze (0):