Czy ja się po prostu starzeje?
Nie mogę uciec przed tą ulewą.
Zaczynam myśleć, że to jest to, kim jestem
I chcę po prostu tworzyć,
Ale im dłużej to trwa, tym bardziej czuję się wyczerpany.
Nie pamiętam dnia, w którym byłem trzeźwy.
Nie jestem gotowy na to, by wziąć na siebie winę.
Jeśli nałożę na siebie jeszcze większy ciężar, mogę się złamać.
Powiedz mi, czy czujesz się tak samo?
Chyba wszyscy podążamy tą samą drogą.
Jestem w rozsypce.
Liczę do dziesięciu, mając nadzieję, że zniknę.
Nigdy tego nie przerobiłem.
Czy mogłem być kimś więcej,
Niż tylko poszukującym sposobu na życie bez ryzyka,
Wciskającym but, który nie pasuje?
Większość dnia spędzam naćpany,
ciągle tylko szukając wymówek.
Mówię, że to pomaga mi pisać,
Ale w rzeczywistości z moich ust nie wydobywa się żadne słowo.
Strzelając, wiem, że chybię.
Jestem tak daleko od chociażby zbliżenia się do celu,
Dlaczego do cholery stoję w miejscu?
To nie koniec świata.
To tylko wyboje na drodze.
I wiem, że wszystko będzie dobrze.
A jeśli nie, to i tak mamy przejebane, prawda?
Nie mogę się powstrzymać od płaczu
Za każdym razem, gdy zdaję sobie sprawę z tego,
Że być może już nigdy się nie uśmiechnę.
Ale kogo za to winić? Cóż, to będzie tylko moja wina.
Cóż, to moja wina.
Cóż, to moja wina.
Teraz, gdy jest chłodniej,
Nic nie maskuje tego bólu.
Było lato, ale minęło.
A my siedzimy w środku przez cały dzień,
Żałując tego, co mówimy.
I to odbija się na nas, o tak.
Rozmowa nigdy się nie kończy,
Tak jak bycie wsparciem dla swoich przyjaciół,
Rysy na powierzchni się nie leczą,
A my nie potrafimy się ugiąć, ciągle się tylko łamiemy.
I pomyślałbyś, że to takie oczywiste,
ale ja nie potrafię zobaczyć nic prócz strachu.
Czuję się taki wzdęty.
Myślę, że nawet sałatka nie wystarczy.
Równie dobrze mógłbym otworzyć dwie
I zamknąć się w pokoju,
Z nadzieją, że to wszystko wkrótce się skończy.
I nikt by nawet nie zauważył,
Na co sam siebie bym naraził,
Bo sami też zaczęliby siebie nienawidzić.
Czy to nie szalone?
Udajemy, że wygrywamy, gdy tak naprawdę tylko przegrywamy.
Jestem tak daleko od chociażby zbliżenia się do celu,
Dlaczego do cholery stoję w miejscu?
To nie koniec świata.
To tylko wyboje na drodze.
I wiem, że wszystko będzie dobrze.
A jeśli nie, to i tak mamy przejebane, prawda?
Nie mogę się powstrzymać od płaczu
Za każdym razem, gdy zdaję sobie sprawę z tego,
Że być może już nigdy się nie uśmiechnę.
Ale kogo za to winić? Cóż, to będzie tylko moja wina.
Cóż, to moja wina.
Cóż, to moja wina.
Zbyt wiele rzeczy na głowie,
Aby móc przetworzyć momenty mojego życia,
Więc są dni, w których zupełnie tracę zapał,
A w inne nie mogę opanować ognia.
Wiem, że wszystko wymaga czasu,
Ale sam nie jestem cierpliwym facetem.
Może jeśli poczekam, to znajdę
Coś na podobieństwo spokoju ducha.
Ale powoli nudnym staje się
To uciekanie przed moją przeszłością
Z wiedzą, że ten spokój nie będzie dłużej trwał.
Że wciąż będę myszą w tej trawie
wyczuwającą czające się na nią węże.
Szukam domknięcia tego tematu,
Ale nic nie leczy moich blizn.
Kiedy się otwieram, oni tylko się śmieją.
Mówią, że gdyby mieli chociaż połowę tego, co ja,
To nic już nigdy nie byłoby dla nich trudne.
Czy to "Nowy Rok, Nowy Ja"?
Czy to tylko ten sam stary ziemski padół?
To nie koniec świata.
To tylko wyboje na drodze.
I wiem, że wszystko będzie dobrze.
A jeśli nie, to i tak mamy przejebane, prawda?
Nie mogę się powstrzymać od płaczu
Za każdym razem, gdy zdaję sobie sprawę z tego,
Że być może już nigdy się nie uśmiechnę.
Ale kogo za to winić? Cóż, to będzie tylko moja wina.
Cóż, to moja wina.
Cóż, to moja wina.
Historia edycji tłumaczenia
Komentarze (0):