Postarajcie się powściągnąć,
O baronowie, waszą tyranię,
Bo jeśli tego nie uczynicie, przysięgam na własne życie,
Zostanie upokorzeni aż do samej ziemi!
Oto ogłoszona jest wojna
Przeciw waszej arogancji,
A cierpliwość ludzi
Zaczyna się kończyć!
Uważajcie, oto rozpalany jest
Przeciwko wam ogień,
Uważajcie, to nie żarty,
A poważna sprawa;
Uważajcie, bo z niebios
Nadchodzi potężna burza;
Wy, którym zwykle źle doradzano,
Posłuchajcie mojego głosu
Nie używajcie ostróg
Wobec waszego biednego wierzchowca,
Bo inaczej w połowie drogi
Zwróci się on przeciw wam;
Jest już tak słaby i zmęczony,
Że nie wytrzyma wiele więcej;
Aż w końcu zdezorientowany
Zrzuci was z grzbietu
Ludzie, którzy pogrążeni byli
W głębokim letargu
W końcu się obudzili
I widzą, że są w łańcuchach
Cierpiąc karę
Starożytnej gnuśności:
Feudalizmu, praw sprzecznych
Z dobrą filozofią!
Tak, jak gdyby były winnicą,
Zagrodą lub polem,
Wsie są wymieniane jako podarki
Albo sprzedawane z zyskiem;
Podobnie, jak stada
Zwierząt hodowlanych
Mężczyźni i kobiety
Są sprzedawani ze swoimi dziećmi
Za kilka tysięcy liwrów,
A czasem w ogóle za nic,
Całe rzesze
Są zniewalane na wieczność
I tysiąc ludzi
Służy jednemu tyranowi
O, biedny jest rodzaj ludzki!
O, biedni są Sardyńczycy!
Dziesięć lub dwanaście rodów
Podzieliło między siebie Sardynię,
W niegodny sposób
Stając się jej panami;
Podzielili między siebie wsie
W dawnych czasach,
Ale dzisiaj
Zamierzamy to naprawić
Sardyńczyk rodzi się pod jarzmem
Tysięcy nakazów,
Danin i podatków,
Które musi płacić swojemu panu,
W zwierzętach i pracą,
Pieniędzmi i w naturze,
Musi płacić za ziemię,
Musi płacić, by ją uprawiać
Zanim nastał feudalizm
Istniały już wsie,
A ich mieszkańcy byli panami
Dziczy i ziemi uprawnej
Jak zatem wam, baronowie,
Przypadło to bogactwo?
Ktokolwiek wam je przekazał
Nie miał do tego prawa
Niemożliwym jest,
Że dobrowolnie
Ci biedni ludzie sami zgodzili się
Na takie prawa;
A zatem wasze tytuły zdobyliście bezprawnie
Zniewalając innych
I mieszkańcy wsi mają prawo,
By je podważyć
Z początku podatki były chociaż
Zbierane w ograniczony sposób,
Ale potem wzrastały
Z każdym dniem stając się coraz większe,
Wraz z nimi rosło
Wasze bogactwo,
W miarę jak wszyscy inni
Popadali w długi
Nic wam nie przyjdzie z wymawiania się
Waszymi starożytnymi własnościami
To groźbami więzienia,
Karami i torturami,
Łańcuchami i sznurami,
Zmusiliście biednych i nieświadomych
Do opłacania
Waszych wygórowanych żądań
Gdybyście chociaż używali tych pieniędzy
Żeby zaprowadzić sprawiedliwość,
Żeby karać złych ludzi
W poddanych wam rejonach,
I gdyby dobrzy mogli
Zaznać spokoju,
Gdyby mogli poruszać się po drogach bezpiecznie
Tam i z powrotem
Taki jest cel
Wszystkich praw i nakazów,
By dobrzy ludzie mogli żyć według prawa
W spokoju i bezpieczeństwie;
Tego jesteśmy pozbawieni
Przez chciwość baronów;
W kwestiach sprawiedliwości
Kierują się oni tylko zyskiem
Kto pierwszy się zgłosi
Zostaje urzędnikiem,
Nieważne, czy jest dobry, czy zły,
Ważne tylko, by nie chciał zapłaty,
Prokurator albo notariusz,
Służący albo pachołek,
Nieważne, jaki jest,
Tyle wystarczy, by zarządzał
Wystarczy, że będzie pomagał
Podnosić opłaty
Wystarczy, że będzie napełniał
Skarbiec pana;
Że będzie potrafił
Szybko zbierać podatki,
A jeśli ktoś będzie zwlekał z zapłatą,
Będzie go umiał do tego zmusić
Czasem w podobny sposób
Rządzi kapelan,
Z jednej strony zarządza wsią,
Z drugiej skarbcem
Panowie feudalni, zastanówcie się,
Nie macie władzy nad swoimi wasalami
Tylko, by na nich zarabiać,
Tylko, by z nich zdzierać
By bronić swojej własności, swojego życia,
Chłop musi
Czekać z bronią w ręku
Dzień i noc;
Skoro tak jest,
To po co podatki?
Skoro nie ma z nich zysku
Szaleństwem jest je płacić
Jeśli baron nie wywiązuje się
Ze swoich obowiązków,
To ty wasalu, ze swojej strony,
Nie jesteś zobowiązany do niczego;
Podatki, które płaciłeś
Przez tak wiele lat
To skradzione pieniądze
I powinieneś je odzyskać
Podatki te służą wyłącznie
Utrzymaniu kochanki barona,
Jego powozów i liberii,
Jego bezużytecznych służących,
Jego grzechów,
By mógł grać w karty
I odwiedzać prostytutki,
Gdy jest z dala od domu
Aby mógł jeść obiad
Z piętnastu lub dwudziestu talerzy,
Aby markiza była wszędzie
Noszona w lektyce;
Ma ciasne buty, biedaczka,
I przez to kuleje,
Nie może chodzić pieszo,
Bo droga jest za twarda
By wysłać jeden list
Biedny wasal
Musi spędzić kilka dni w drodze,
Pieszo, za darmo,
Półnagi, w połowie bosy,
Wystawiony na działanie żywiołów;
Ale musi być cierpliwy,
Ale musi milczeć
Tak oto zużywany jest
Trud biedaków!
Jak możesz, o Wieczny Panie,
Pozwalać na taką niesprawiedliwość?
Boska Sprawiedliwości,
Wesprzyj nas,
Tylko ty, Różo Kolczasta,
Możesz nam pomóc
Biedni mieszkańcy wsi
Pracują i pracują
By utrzymać w mieście
Wiele wierzchowców,
Panowie zostawiają im suchą trawę,
A zabierają ziarno,
I myślą od rana do wieczora
Jak jeszcze się wzbogacić
Pan feudalny
Wstaje o jedenastej
Z łóżka idzie zjeść obiad,
Po obiedzie idzie grać,
Potem, dla zabawy,
Uwodzi kobiety,
A potem, aż do nocy,
Spędza czas w teatrze, na balach i na zabawie
Jakże inaczej
Spędza te godziny wasal!
Zanim wstanie świt
Już jest na polu;
W deszczu, w śniegu,
W piekącym słońcu
Ach, biedny człowiek! Jak ma on
To wszystko znieść?
Z motyką i pługiem
Trudzi się cały dzień,
A około południa
Je suchy chleb;
Pies barona w mieście
Jest dużo lepiej najedzony,
Jeśli to jeden z tych,
Które trzyma się na kolanach
Bojąc się reform
W tych niespokojnych czasach,
Intrygami i podstępami
Sądy je uniemożliwiły;
I pozbyły się
Najgorliwszych patriotów,
Mówiąc, że są wichrzycielami
I wrogami monarchii
Tych, którzy wystąpili
W imieniu swojego kraju,
Którzy z mieczem w dłoni
Stanęli w obronie wspólnych interesów,
Powieszono
Na szubienicy
Albo chciano krwawo zamordować,
Jak Jakobini we Francji
Mimo to niebo zawsze
Wyraźnie broniło dobrych ludzi,
Poniżając pysznych,
A wywyższając pokornych
Bóg, który wystąpił w obronie
Naszej ojczyzny,
Wybawi nas
Od wszelkiego zagrożenia
Zdradzieccy feudałowie!
Dla własnych interesów
Sprzymierzyliście się
Z Piemontczykami
Razem z nimi żyjecie
W zgodzie:
Oni z wami w miastach,
A wy z nimi w miasteczkach
Dla Piemontczyków
Sardynia była krainą złota;
To, co Hiszpanie znaleźli w Indiach Zachodnich,
Oni mieli tutaj;
I gdy nawet piemoncki sługa
Podnosił głos
Zarówno zwykły obywatel, jak i szlachcic,
Musiał się przed nim upokorzyć...
Zabrali z tej krainy
Miliony,
Przyszli nadzy,
A wracają odziani;
Lepiej by było, gdyby nigdy nie przybyli,
By spalić naszą ziemię
Niech przeklęty będzie kraj
Z którego pochodzi taki naród!
Zapewnili sobie
Korzystne małżeństwa,
Im przypadł zysk,
Im przypadły zaszczyty,
Najwyższe godności
W sądach, w kościele i w armii
A Sardyńczykom pozostał jedynie
Sznur, na którym mogli się powiesić!
Przysłali nam najgorszych
Katów i panów,
Dając im pieniądze i władzę,
Urzędy i godności;
W Rosji takich jak oni
Zsyła się na Syberię,
By tam umarli w nędzy,
A nie po to, by rządzili
Tymczasem na naszej wyspie
Wielu młodzieńców,
Pełnych talentu i cnoty,
Zostało bez pracy:
Zatrudniano tylko
Tych najgłupszych,
Bo nasi panowie woleli
Otaczać się głupcami
A jeśli już jakimś cudem
Sardyńczyk dostał pracę,
Połowa pensji
Nie wystarczała na łapówki,
Musiał wysyłać do Turynu
Rasowe konie
I skrzynie najlepszego wina,
"Cannonau" i "Malvasia"
Głównym celem
Ich rządu było
Zabrać do Piemontu
Całe nasze złoto i srebro,
W Królestwie Sardynii mogło być dobrze albo źle,
Ich to nie obchodziło,
Wręcz przeciwnie, było im wygodnie,
Że nic się tu nie rozwija
Obrócił w ruinę naszą wyspę
Ten naród drani;
Odebrali dla siebie
Przywileje Sardyńczyków,
Ukradli z archiwów
Najważniejsze dokumenty
I spalili je
Jak bezwartościowy papier
Częściowo zostaliśmy od tej plagi
Uwolnieni przez Boga
Sardyńczycy wypędzili stąd
Swoich nienawistnych wrogów,
A wy, niegodni baronowie,
Jesteście ich przyjaciółmi
I staracie się teraz,
By oni powrócili
Bezwstydnie
Wysławiacie Piemont,
Zdrajcy, noszący na czole
Znak zdrady;
Wasze córki czynią
Wielkie honory obcym
I upadlają się przy nich,
Jeśli tylko nie są to Sardyńczycy
Jeśli jedziecie przypadkiem do Turynu
Musicie tam całować
Stopy ministrów,
A także inne ich części ciała...
Aby zyskać to, na czym wam zależy,
Sprzedajecie swój kraj
I potajemnie próbujecie
Działać na szkodę Sardyńczyków
Zostawiacie tam swoje pieniądze,
A w zamian wracacie
Z krzyżem na piersiach
I kluczami z tyłu,
By zbudować baraki
Burzycie własny dom,
I zyskujecie tytuł
Zdrajcy i szpiega
Niebiosa nie pozwolą na zawsze
Tryumfować złu,
Świat się zmienia,
Zmienia złe rzeczy,
Jak długo może przetrwać
System feudalny?
Sprzedawanie ludzi za pieniądze
Musi szybko się skończyć
Ludzie, którzy byli oszukiwani
I poniżani przez długi czas,
Teraz chcą
Odzyskać swoją godność;
Zdaje się, że ludzkość
Znów może domagać się swoich praw;
Moi Sardyńczycy, obudźcie się
I podążajcie za tymi słowami
To jest godzina, ludzie,
By pozbyć się ciemiężycieli!
Precz ze złymi zwyczajami,
Precz z despotyzmem!
Wojna, wojna przeciw egoizmowi
I wojna przeciw oprawcom!
Musimy upokorzyć
Tych żałosnych tyranów!
Jeśli nie teraz,
To kiedy?
Trzeba kuć żelazo
Póki jest gorące
Uważajcie,
Byście nie obudzili się za późno
Gdy wiatr nam sprzyja,
Trzeba rozwijać żagle
Historia edycji tłumaczenia
Komentarze (0):