The Streets - It's Too Late

Powiedziała - spotkajmy się przy w bramie o 8.00
Wyjdź już teraz, nie spóźnij się
Powiedziała, że pewnego dnia odejdzie, bo ciągle się spóźniałem
Myślałem że wszystko jest ok
Zresztą, nie obchodziło mnie to zbytnio
Powiem "Przepraszam Kochanie, musiałem spotkać się na chwilę z kumplem" - kuszenie losu
Poznaliśmy się przez shared view, Kochała mnie, ja ją zresztą też
Jest już 7:50, szykuję się, lepiej się pospieszę
Czeszę włosy, wychodzę, jest pochmurnie
Kumpel dzwoni żebym pożyczył mu kasę, a mam dwa worki trawki i dealera do opłacenia
Dzwonie do kumpli, żeby sprzedać im zioło z moich śmierdzących spodni
Myślisz że mnie cokolwiek obchodzi? Te pogardliwe spojrzenia przechodniów?
Bywam tu i tam
Przez resztkę swojego piwa nie dostrzegałem
Co się zbliżało, cała ta cisza po toastach...

REFEN:
Nie wiedziałem że to już był koniec
Zanim było za późno
Ale jeśli będę Cię kiedyś potrzebował,
Będziesz tam?

Powiedziała - spotkajmy się przy w bramie
Ale całkiem niedługo przyszedł czas na zmianę
I byłem szczęśliwy że nigdy nie odeszła
Wybieram więc w co się ubrać, układam włosy, mam ponad godzinę wolnego
Kiedy szło mi kiepsko w życiu, zawsze była przy mnie, zaangażowana
Wielkie koło wspięło się na szczyt, pogardliwe spojrzenia przechodniów zniknęły
Stojąc na szczycie tej wielkiej góry, uśmiechając się i krzycząc
Wiosenne kwiaty rozkwitają, ani cala wątpliwości w moim umyśle gdy dotarłem do bramy
Dotarłem na róg na szybkości
Ryzykowałem jej miłość, ale chcę postawić sprawy jasno:
Już nigdy się nie spóźnię
Już nigdy się nie spóźnię
Już nigdy się nie spóźnię

REFEN:
Nie wiedziałem że to już był koniec
Zanim było za późno
Ale jeśli będę Cię kiedyś potrzebował,
Będziesz tam?

Powiedziałem - spotkajmy się przy w bramie
Wyjdź już teraz, nie spóźnij się
Czekałem przez chwilę, słuchając jej poczty głosowej, umysł postawił żagle
Nagle fakty sprawiły że zbladłem, wiatr deszcz i grad
Moje obawy ujawniły się, co do mojej ładnej kobiety
Odeszła, odrobinę za wcześnie
Chodziłem tam i z powrotem, przeszedłem przez bramę, deszcz spływał mi po twarzy
Upadek duszy z dumy, gracji
Kupuję więc drina w pubie
Siadłem ze smutną miną
Płacząc i topiąc swe zmysły
Dlatego gry w miłości są takie drogie
Chodzę w transie
Przyjmując postawę rannego żołnierza
Spojrzenia przechodniów wytrąciły mnie z równowagi
Nic teraz nie jest ważne
I nic nie jest trafne
Bo jedyną rzeczą jaką widzę to jej wdzięk


HENRY - A Henry means an 8th of an 1/8 once of weed
PACE (UP AND DOWN) - chodzić tam i z powrotem
Hazy escape - drink, napój alkoholowy