Tekst piosenki:
[I]
Powiem Ci, że pierdolę taką nowoczesność
Zidiociałe do granic, pokręcone społeczeństwo
Ławice ryb, posłuszeństwo egzystencji sposób
Nie chcę obrażać zwierząt, lecz ludzie tez nie mają głosu
Wyrwała im krtań ochota na wygodne życie
Odebrał oddech strach, jak przy korycie
Żrą tak obrzydliwie i ze ścierwem na ustach
Srają pod siebie, jakoś muszą strach wypuszczać
Te obolałe tyłki, rozjebane wymogami
Weź płaszczyk, stylówa na ryju z zerówkami
I może się uda, weekend to czas na melanż
A zakurwią Ci tak, że się kiedyś nie pozbierasz
Gwiazdeczki tych ulic z daremnymi klubami
I nie mówię, że nie patrzę sam za fajnymi sztukami, ale
Stary, przecież każdy zrozum, wymaga rozmowy
Wyżej srasz, niż dupę masz, to się zaczynają schody
I wkładam chuja w twarz, wiesz, parodiom muzyków
U których przekaz utknął w ich własnym przełyku
Kiedyś jeszcze było smutno, gdy z radością na ustach
Wyrzucał z siebie gówno antytalent i pustak
I wciąż o tym samym ciągle te same tematy
Podziemie, niezależność, suki, te schematy
Już mnie brzydzą, bo muzykę traktowałem jak świętość
Przyszli i sprofanowali, jak nie słowem to pięścią
W tych drani, przerost formy nad treścią
To jak dzisiejszy black metal - jakieś słodkawe kurewstwo
Dziewczynki z uniwerku i tak bardzo mdłe kapele
A prawdziwy rozpierdol teraz się nazywa zerem
Są przecież tak ambitni i łamią konwenanse
Pewnie, że do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem
Ale z drugiej strony widzę apolitycznego OI'a
Który niby przypadkiem pozdrawia brunatnego gnoja
[REF]
Zabrali wiele, jednej rzeczy nie oddałem
Wizji jest w cholerę, wokół toczy się kabaret
Dużo się dzieje, wiem, że chcą mną zawładnąć
Wyprać mi mózg i ściągnąć mnie na dno
Mam swoje wartości, mimo czarnego "PRu"
Próbujesz mnie pouczać, radzę, lepiej sobie daruj
Bo własne poglądy zawsze podnoszą ciśnienie
Największy mój atut- Samodzielne myślenie
[II]
Scena polityczna zarabia na pelikanach
Rzucają im pod dzioby kłamstwa od samego rana
Tak, jestem kawał chama i nie chodzi mi o media
Bo te od dawna śmierdzą, analiza niepotrzebna
Mam masę tolerancji, ale brzydzi mnie potworek
Co krzyczy, kręci dupą i tak, dla mnie to chore
Każdy kocha kogo chce, to ich własne święto
Ale kurwa mówię "nie", gdy na wizję wchodzi Biedroń
Obleśna lepka pizda, a przeciwko homofobii
To zadziałasz, kiedy twoje ciało pomasuje chodnik
A z kulką z tyłu głowy wyglądasz jeszcze lepiej
Homoseksualizm kupiony w tandetnym sklepie
I jak się nie dziwić, że lgbt ma przesrane
Kiedy reprezentowane jest przez takie chore grupy
Nic się nie trzyma kupy, schowane w sukniach fiuty
Posłanki Grodzkiej, słuchaj, trudno nie robić boruty
21 wiek raj fanów futurystyki
Do kontenera marsz, według norm jesteś nikim
Widać nie byłeś sprytny i nie umiałeś ukraść
To szczęśliwe społeczeństwo, a dla Ciebie nie ma jutra
Chuje nie zapomniały jaki system ich wychował
Widać, ramię w rami, szły z armią czerwonego wroga
I przestań pierdolić, że mi się myślenie zmienia
Ale trafia mnie cholera kiedy z mordy płynie ściema
Że walczyli o wolność, to jak biali patrioci
Mówiąc o miłości bliźnich nawołują do przemocy
Bo im też wpierdolili do ryja chora jazdę
Powiedz, jak się kurwo budzisz, to widzisz, szmato gwiazdę Dawida?
I nie wiem czy mój głos się tutaj przyda
Wolnościowcy mnie wykluczą, tak myślę w sumie chyba
Mam to w dupie, wole garstkę świadomych adresatów
Niż przesiąknięta extremą bandę dzieciaków
[REF]
Zabrali wiele, jednej rzeczy nie oddałem
Wizji jest w cholerę, wokół toczy się kabaret
Dużo się dzieje, wiem, że chcą mną zawładnąć
Wyprać mi mózg i ściągnąć mnie na dno
Mam swoje wartości, mimo czarnego "PRu"
Próbujesz mnie pouczać, radzę, lepiej sobie daruj
Bo własne poglądy zawsze podnoszą ciśnienie
Największy mój atut? Samodzielne myślenie
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):