Tekst piosenki:
Upadek kultury, wciąż pod publikę bzdety,
Podrasować ego, by zgarnąć te monety,
Przestało mnie śmieszyć to, jak polskie kabarety,
Serwują chłam niestety durni analfabeci,
Tworzą rap uliczny, bo znają takie płyty,
Lecz mało mają przeżyć prawdziwych na dzielnicy,
Odgrzewane kotlety to nie jest żaden wyczyn,
I czuć, że gamoń pierdzi i pierdoli o niczym
Kariera nic nie warta, martwa, gdy przekaz nie da ludziom wsparcia,
Artystą jestem po to ziom by innym muzyką mózg wzbogacać,
Nie materialne korzyści, zyski, moc świadomości do mnie wraca,
Ta tendencja rzadko dzisiaj tym liliputom się opłaca
Dekadencja, ucieka ludziom głębia,
Treści żadnej nie ma, w życiorysie przerwa,
Zapomniana wena, powielany schemat,
Bożki plastikowe upadają teraz,
Męczy dylemat, kryzys masz wartości,
Ile jesteś w stanie tu poświęcić dla miłości,
Kryzys tożsamości otwiera nam oczy,
Mój szlak to nie ustający rozwój świadomości
Zła się nie ulęknął, nie uklęknął przed nikim,
Świetliste dusze czyste zdobędą swoje szczyty,
Ważniejszy dla nich proces niż wszelkie statystyki,
Nieustanny progres dodaje barwy przy tym
Sławy, zyski, straty, piski,
Wiecznie głodne zblazowane pyski,
Jednym wersem w mrowisko wejdę,
Jebnę mocniej, wykoszę wszystkich,
Wiem kim jestem, z manifestem wjedżdzam mocno,
A kaprysy olewam, bo nie robię tego pod atak publiki,
Nie ma niczego ponad, robię sobie tak to od lat,
Nie kojarzy mnie małolat, nie wita mnie już stodoła,
Lecz nie zataczam koła, mam dla kogo działać,
Grupa szyderczych trolli nigdy przy mnie nie stała
Dekadencja, ucieka ludziom głębia,
Treści żadnej nie ma, w życiorysie przerwa,
Zapomniana wena, powielany schemat,
Bożki plastikowe upadają teraz,
Męczy dylemat, kryzys masz wartości,
Ile jesteś w stanie tu poświęcić dla miłości,
Kryzys tożsamości otwiera nam oczy,
Mój szlak to nie ustający rozwój świadomości
Mówią, jesteś legendą, lecz kiedy się odwrócę, to szydzić ze mnie będą i zaczyna się plucie,
Dowartościować siebie, dyskredytując innych,
Tak robi nieudacznik, cykor i mały cynik,
Nie potrzebuję łaski, kiedyś chciałem szacunku,
Lecz ile warty respekt niepoczytalnych tłumów,
Pod podłogą trupy, od lat nikt nie wyciągał,
I gniją nie ruszone, jedzą je potem na obiad,
Jeżeli znasz swą wartość, kto Ci to może zabrać?
Nie rusza mnie krytyka, kpina, lizusostwo, atak,
Po dwudziestu latach, doceniam czyste piękno,
I poza statystyką dobitnie trafiam w sedno
Dekadencja, ucieka ludziom głębia,
Treści żadnej nie ma, w życiorysie przerwa,
Zapomniana wena, powielany schemat,
Bożki plastikowe upadają teraz,
Męczy dylemat, kryzys masz wartości,
Ile jesteś w stanie tu poświęcić dla miłości,
Kryzys tożsamości otwiera nam oczy,
Mój szlak to nie ustający rozwój świadomości
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):