Teksty piosenek > B > Bright Eyes > Waste Of Paint
2 529 562 tekstów, 31 705 poszukiwanych i 862 oczekujących

Bright Eyes - Waste Of Paint

Waste Of Paint

Waste Of Paint

Tekst dodał(a): Ethella Edytuj tekst
Tłumaczenie dodał(a): nanoko Edytuj tłumaczenie
Teledysk dodał(a): Aleksandra0709 Edytuj teledysk

Tekst piosenki:

I have a friend, he is mostly made of pain.
And he wakes up, drives to work,
and then straight back home again.
He once cut one of my nightmares out of paper.
I thought it was beautiful, I put it on a record cover.
And I tried to tell him he had a sense
of color and composition so magnificent.
And he said

"Thank you, please
but your flattery
is truly not
becoming me.
Your eyes are poor.
You're blind.
You see,
no beauty could have come from me.
I'm a waste
of breath,
of space,
of time."

I knew a woman, she was dignified and true.
And her love for her man was one of her many virtues.
Until one day, she found out that he had lied
and she decided the rest of her life from that point on would be a lie.
But she was grateful for everything that had happened.
And she was anxious for all that would come next.
But then she wept.
What did you expect?
In that big, old house
with the cars she kept.
"And such is life," she often said.
With one day leading
to the next,
you get a little closer to your death,
which was fine with her.
She never got upset
and with all the days she may have left,
she would never clean
another mess
or fold his shirts
or look her best.
She was free
to waste
away
alone.

Last night, my brother he got drunk and drove.
And this cop he pulled him off to the side of the road.
And he said, "Officer! Officer! You got the wrong man.
No, no, I'm a student of medicine, a son of a banker, you don't understand!"
The cop said, "No one got hurt, you should be thankful.
And your carelessness, it is something awful.
And no, I can't just let you go.
And though your father's name is known,
your decisions now are yours alone.
You are nothing but a stepping stone
on a path
to debt,
to loss,
to shame."

The last few months I have been living with this couple.
Yeah, you know, the kind who buy everything in doubles.
They fit together, like a puzzle.
And I love their love and I am thankful
that someone actually receives the prize that was promised
by all those fairy tales that drugged us.
And they still do me.
I'm sick, lonely,
no laurel tree,
just green envy.
Will my number come up eventually?
Like Love's some kind of lottery,
where you scratch and see
what's underneath.
It's "Sorry",
just one cherry,
or "Play Again."
Get lucky.

So I've been hanging out down by the train's depot.
No, I don't ride.
I just sit and watch the people there.
And they remind me of wind up cars in motion.
The way they spin and turn and jockey for positions.
And I want to scream out that it all is nonsense.
All your life's one track,
can't they see it's pointless?
But just then, my knees
give under me.
My head feels weak
and suddenly
it's clear to see
it's not them but me,
who has lost my self-identity.
As I hide behind
these books I read,
while scribbling
my poetry,
like art could save a wretch like me,
with some ideal ideology
that no one could hope to achieve.
And I am never real;
it is just a sketch in me.
And everything I made is trite
and cheap
and a waste
of paint,
of tape,
of time.

So now I park my car down by the cathedral,
where the floodlights point up at the steeples.
Choir practice was filling up with people.
I hear the sound escaping as an echo.
Sloping off the ceiling at an angle.
When the voices blend they sound like angels.
I hope there’s some room still in the middle.
But when I lift my voice up now to reach them.
The range is too high,
way up in heaven.
So I hold my tongue,
forget the song,
tie my shoe
start walking off.
And try to just keep moving on,
with my broken heart
and my absent God
and I have no faith
but it's all I want,
to be loved.
And believe,
in my soul.
In my soul.
In my soul.
In my soul.

 

Dodaj adnotację do tego tekstu » Historia edycji tekstu

Tłumaczenie :

Pokaż tłumaczenie
Mam przyjaciela, który jest złożony głównie z bólu.
I który budzi się, jedzie do pracy,
a później z powrotem prosto do domu.
Kiedyś wyciął z papieru jeden z moich koszmarów
Stwierdziłem, że jego dzieło jest piękne i dałem je na okładkę albumu
I próbowałem mu powiedzieć, że posiada zmysł
koloru i kompozycji - tak niesamowity
A on odparł:

"Dziękuję ci bardzo,
ale twoje pochlebstwo
naprawdę
nie zmieni faktów.
Masz kiepski wzrok.
Jesteś ślepy.
Zrozum,
żadne piękno nie mogłoby ode mnie pochodzić.
Jestem tylko marnotrawstwem
oddechu,
miejsca,
czasu."

Znałem pewną kobietę, która była godna i szczera.
I jej miłość dla swego mężczyzny była jedną z jej wielu zalet.
Przynajmniej do dnia, w którym zorientowała się że on ją oszukał
i zdecydowała, że reszta jej życia od tego momentu też będzie kłamstwem.
Ale wciąż była wdzięczna za wszystko, co się zdarzyło.
I niepokoiła się tym, co może nadejść.
Potem jednak zapłakała.
Czego oczekiwałeś?
W tym dużym, starym domu
sama z samochodami, które trzymała.
"I takie jest życie", mawiała często.
Z jednym dniem prowadzącym
do następnego
zbliżasz się trochę bardziej do własnej śmierci,
przeciwko czemu ona nie miała nic.
Nigdy nie pozwalała sobie na smutek
i przez te wszystkie dni które jeszcze jej pozostały
nigdy nie chciała już sprzątać
kolejnego bałaganu
składać jego koszul
albo starać się wyglądać jak najlepiej.
Mogła
marnować
się
w samotności.

Ostatniej nocy, mój brat upił się i siadł za kółkiem.
I gliny zatrzymały go na boku ulicy.
A on powiedział "panie oficerze, panie oficerze, to pomyłka
nie, nie, ja przecież jestem studentem medycyny, synem bankiera, nie rozumiesz!"
Policjant odrzekł: "Powinieneś być wdzięczny, że nikomu nic się nie stało.
A twoja nieostrożność jest czymś naprawdę okropnym.
I nie, nie mogę tak po prostu cię wypuścić
mimo że nazwisko twego ojca rzeczywiście jest znane
twoje decyzje teraz należą wyłącznie do ciebie.
Nie jesteś niczym więcej niż kamieniem milowym
na drodze
do długu,
do straty,
do wstydu."

Przez ostatnie kilka miesięcy mieszkałem z tą parą.
Tak, wiesz - z tego rodzaju, co kupują wszystko podwójnie.
Pasują do siebie zupełnie jak dwa puzzle.
A ja kocham ich miłość i jestem wdzięczny
że ktoś rzeczywiście dostaje nagrodę obiecywaną
przez wszystkie te bajki którymi się upijaliśmy.
I którymi ja ciągle jestem pijany.
Chory, samotny -
żadnego drzewa laurowego
tylko zieleń zazdrości.
Czy mój numer zostanie kiedykolwiek wylosowany?
Tak jakby miłość była jakąś loterią,
gdzie zdrapujesz i sprawdzasz
co jest pod spodem.
To "Przepraszamy,
tylko jedna wisienka".
Albo "Zagraj ponownie".
Życzymy szczęścia.

Więc włóczyłem się ostatnio po dworcu kolejowym.
Nie, nigdzie nie jadę.
Siedzę tylko i obserwuję ludzi.
Przypominają mi oni podekscytowane samochody w ruchu
przez ten ich sposób, w jaki wirują i obracają się i walczą o miejsca.
I pragnę wykrzyczeć im, że to wszystko idiotyzm.
Wszystkie wasze życia zostawią tylko jeden ślad,
więc nie widzicie, że to bez sensu?
Ale zaraz później, moje kolana
wysiadają pode mną.
Robi mi się słabo
i nagle
staje się oczywiste,
że to nie oni, ale ja
straciłem swoją tożsamość.
Podczas gdy ukrywałem się
za tymi książkami, co je czytam,
skrobiąc
własną poezję,
tak jakby sztuka mogła ocalić wrak, którym jestem
za pomocą jakiejś idealnej ideologii
której nikt nie może mieć nadziei na osiągnięcie.
I nigdy nie jestem prawdziwy;
to tylko szkic we mnie.
I wszystko, co stworzyłem, jest banalne,
i tanie,
i jest marnotrawstwem
farby,
taśmy,
czasu.

Więc teraz parkuję samochód obok katedry,
gdzie światła reflektorów wskazują na wieżyczki.
Ćwiczenia chóru wypełniają się ludźmi.
Słyszę dźwięk uciekający echem
Odbijający się od sufitu pod kątem
Kiedy ich głosy łączą się w melodii jak anioły.
Mam nadzieję, że jest jeszcze miejsce pośrodku.
Ale kiedy podnoszę swój głos, by ich dosięgnąć,
skala okazuje się zbyt wysoka,
sięgająca daleko, do nieba.
Więc zatrzymuję język,
zapominam piosenkę,
wiążę buta,
i odchodzę.
i próbuję już tylko iść dalej,
ze złamanym sercem.
i nieobecnym Bogiem,
i nie posiadam żadnej wiary
ale wszystko, czego chcę,
to być kochanym.
I wierzyć,
w swoją duszę.
W swoją duszę.
W swoją duszę.
W swoją duszę.

Historia edycji tłumaczenia

Tekst:

Conor Oberst

Edytuj metrykę
Muzyka (producent):

Conor Oberst

Rok wydania:

2002

Wykonanie oryginalne:

Bright Eyes

Płyty:

Lifted or The Story is in the Soil, Keep Your Ear to the Ground

Komentarze (1):

nanoko 7.03.2011, 18:39 (edytowany 1 raz)
(0)
komentarz usunięty

tekstowo.pl
2 529 562 tekstów, 31 705 poszukiwanych i 862 oczekujących

Największy serwis z tekstami piosenek w Polsce. Każdy może znaleźć u nas teksty piosenek, teledyski oraz tłumaczenia swoich ulubionych utworów.
Zachęcamy wszystkich użytkowników do dodawania nowych tekstów, tłumaczeń i teledysków!


Reklama | Kontakt | FAQ | Polityka prywatności | Ustawienia prywatności