Tekst piosenki:
To był obraz z kiepskiego filmu: ona brała ślub przed ołtarzem
Z milionerem, głównym księgowym, dyrektorem lub aptekarzem —
Nieważne, nieważne. I była biała jak świeżo wyprana firanka,
Bo nie kochała pana młodego, tylko swojego kochanka.
Szwoleżera, motocyklistę, zduna albo sprzedawcę bakalii —
Nieważne, nieważne. I ten kochanek był już od dawna w Australii,
A tu ona miała poczekać, lecz, jak widać, nie poczekała —
Nieważne, nieważne. Ważne: dlatego jest taka smutna, taka łzawa i biała.
A w kościele grają organy, chór prześlicznie głosy natęża,
A ksiądz właśnie zwraca się do niej, czy chce tego pana za męża.
Ona wolno otwiera usta, chce już powiedzieć, że tak — aż tu trach!
Drzwi kościelne się otwierają i kochanek staje w drzwiach!
Stoi piękny, stoi blady, nic nie mówi i nie kroczy,
Tylko ręce splótł na piersiach i w jej oczy wbił swoje oczy.
A w tych oczach, a w tych oczach widać wspólne, wspólne noce,
Widać wspólne przebudzenia, wspólne przebudzenia z rana.
Więc ksiądz spytał logicznie: „Dziecko, ty chcesz tego czy tamtego pana?”.
A oni patrzą i patrzą, i wzrok im się wciąż bardziej rozgwieżdża,
Aż ten przybysz do pana młodego szepnął nagle strasznym głosem: „Zjeżdżaj!”.
Więc pan młody zdjął lśniący cylinder, zrobił minę głupią i wredną
I… A ci naraz jak się nie rzucą i przez kościół ku sobie biegną.
Biegną, biegną, aż się spotkali, aż się mocno, mocno objęli,
Całowali się i płakali, i płakali znów, i się śmieli,
Całowali się i płakali, i płakali znów, i się śmieli.
Potem wyszli z tych śpiewów i dymów na powietrze, na biedę i grzech.
To był obraz z kiepskiego filmu, ale widzom zaparło dech. Ech!
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):