Tekst piosenki:
Gdzieś w parku, podwórka, pobudka, chór gra,
Ja myślę kurwa, co to za dżungla,
Dożyje jutra, czy może zdechnę jak pies,
Jedno jest pewne, będę walczył jak Lew,
Hieny, chcą mnie zjeść, rozszarpać na kawałki,
Na niedźwiedziej skórze liczę wydatki,
Piszę do matki, że wszystko jest okej,
Kratki tej kartki wiedzą jednak że łże,
Znowu ktoś wita i pyta co u mnie słychać?
Po chuj się pytasz jak cię to gówno obchodzi i tak,
Schematy, pozory, chory jestem od tego,
Nienawiść się w sercu rodzi, nie wiem dlaczego,
Co z tego, że kocham rap jak brata brat,
Co z tego, w kraju i tak perspektyw brak,
Pierdole koszmary, zmory, nie dam się złamać,
I nie da rady mi nawet tu lodołamacz,
Będę się starać do przodu brnąć ,jak w rzece prąd,
Przepłynę ciemną dolinę bo,
Mam w sobie siłę, mrok mnie nie zabije,
Ktoś mi mówi zginiesz, jeszcze kurwa żyje,
Myślałeś, że zginę na dnie gdzieś w kanale pragnień,
Niespełnionych, między ściekami, pomyśl, że cię to czekasz co zrobisz,
Czy masz dość siły by zdobyć, się na wyżyny gdy stoisz tam gdzie niziny i rowy
Albo pod monopolowym w systemie mono to łoisz sam, każdy z nas inne problemy ma,
A ja to widzę tak, jak o tym piszę puenta wypływa jedna, życia nie przegraj.
Czasami jest tak że jesteś w kleszczach,
Stan, sparaliżowany jak poezja miejska,
Leżymy na deskach, gorzki jest ten świat dla nas,
Komercja zabija potencjał zaraz,
Kiedy młody jesteś to chcesz poczuć szczęście,
Zamiast się zastanawiać co jutro będzie, zabierzcie mnie tam,
Gdzie powietrze będzie mi lżejsze,
Zanim się tu usmażę na ziemi w piekle.
Często mam takie stany że czuję się jak przegrany,
Zdesperowany, chwytam się ściany i leczę rany,
O rany! Co to za stany? Co to za jazda?
Słyszę zza ściany „Ten typ się naćpał”,
Zajechany jak asfalt fizycznie, nie psychicznie,
Nie truję się chemicznie ale truję lirycznie,
Ulicznie jak Rychu Peja, jadę tu teraz,
Niech to dociera, że ten rap nie umiera,
Dech w piersiach zapiera, napędza mnie do życia,
To właśnie jest moja siła przebicia,
Tym żyje ulica, skażona epidemią, tak właśnie jest między niebem a ziemią,
W każdym posiłku karmią i trują nas chemią,
Leczą nas z chemią lecz, natury nie zmienią,
Dopóki będą ci którzy walczą ze złem, może by było mi lżej gdybym przejmował się mniej,
Ale tu żyje i wiem, że to jest życie nie sen,
Co dzień budzę się z myślą czy to życie ma sens
Budzę się i muszę biec, żeby na to życie mieć,
Co jeść? Co jest? Nie poznajesz, ziomuś? Cześć !,
Na razie koleś, idź się gdzieś powieś,
Widziałem cię w parku nim się ocknąłeś,
Więc prawdę powiedz, chcesz grać jak człowiek czy grać jak pionek,
Przemyśl to ziomek, tej partii koniec,
Czasami jest tak że jesteś w kleszczach,
Stan, sparaliżowany jak poezja miejska,
Leżymy na deskach, gorzki jest ten świat dla nas,
Komercja zabija potencjał dramat,
Póki młody jestem to ma siłę jeszcze,
By zmienić życie kurewskie na życie lepsze,
Bo nie chce narzekać wiecznie na czasy ciężkie,
Jeszcze nawinę jakie życie jest piękne.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (1):