Tekst piosenki:
SPEC
Siedzę w oparach dymu pozbawiony wrażeń,
nie wiem jak to powstrzymać, ciągle smażę.
I twarze, setki twarzy, setki zdarzeń
i dawaj, bletki zawiń, ja rozpalę ziom.
Obudź się z letargu mówili,
ja jednak wiedziałem, co jest dla mnie lepsze,
jak chciałem podnieść się, nie miałem siły,
a ci co chcieli pomóc już postawili kreskę.
Nowi koleżcy już posypali kreskę
mefa, feta, koks czy inny specyfik.
Jebane kasyno, nieraz pochłonęło pensję
dawaj idzie ziom spytam czy ma pożyczyć.
Na granicy znalazłem się sam, sam sobie winien
że doprowadziłem do stanu, w którym
bez ambicji błąkałem się sam,
bez marzeń, bez szmalu, bez ciebie, bez planów.
HUCZUHUCZ
Nie nawinę ci o dragach ani wódce,
nie nawinę ci jak bardzo mogą cię omamić.
Nienawidzę, kiedy ludzie plują na twój sukces,
teraz widzę ile dla niektórych znaczy zawiść wiesz.
Pieniądze i przyjaźń, zły związek,
a jedno i drugie kiedyś cię rozliczy
i jedno i drugie gdy wiąże się z końcem,
skutkuje tym, że pozostajesz z niczym wiesz.
Graniczy z rozumem głupota,
na styku terytoriów tych dochodzi do spięć
i nie warto na siłę przejść przez granice wroga,
a jedyne co graniczy z cudem to śmierć.
Gdzie jest kurwa mój spokój,
którego potrzebuję jak chyba niczego dziś,
balansuję po cienkiej linii i boje się kroków
cierpliwość ma granice, właśnie jestem na jeden z nich.
BONSON
Biorę jeden wdech, drugi wdech koi gniew,
chyba nie jest źle, drugi wdech boli mniej,
stoję na jednej z ulic gdzie miałem przytulić cię
i jak zawsze mnie budzi gdy mówisz 'nie'.
Patrzę po ścianach w pokoju bez klamek,
nie pamiętam co znowu zjebałem,
a rany na rękach są znowu niemałe,
chociaż wychodząc z domu nie miałem ich wiem.
Łeb mi pęka, ciekawe
która godzina i gdzie mam zegarek
i w kurwę odbija mi przez to czekanie,
bo nie wiem gdzie jestem i po co, co stanie się dalej
i cisza. Nikt nie chodzi, nie gada, nie słychać nic,
był przypał. Musiał być, skoro nie mogę oddychać tym,
noc wita się z dniem, no chyba, że sen ze mnie robi idiotę.
Kaszlę, wypluwam krew, kaszlę,
bywa, że to bardzo boli i potem
przekraczam granicę, olewam kontrole,
to wszystko zostawię w kopercie nad ranem.
‘Przepraszam’ napiszę, zostawię na stole,
przy którym jedliśmy to pierwsze śniadanie.
MICHAŁ KISIEL
Wściekłe demony wydarły mi serce,
wbiły w nie zęby, namiętnie, dogłębnie.
Zostały resztki, skrawki, strzępy,
na wielkiej pustyni, zjadły je sępy.
Byłem w chmurach, miałem marzenie,
a skrzydeł pióra otarłem o ziemię.
Jak chcą to od nowa nawinę,
to flow co wywoła lawinę.
Poza nawiasem, cofam czasem,
dziewczyna, presja i cud odmowy w przód,
inna wersja, lekarz wysysa jej płód od głowy.
Papieros dogasa, 200 na liczniku,
"Locomotiv" Nasa leci z głośników.
Zjadę po dragach i wpieprzę się w alko,
diabeł podał mi weksle in blanco.
Rozpierdolę, niosę w sobie parę
w porę jak parabole, biblia
paranoje dziś mam
nie chce być pomiędzy ludźmi
tak samo jak nie chce być sam
twój nauczyciel niech wraca do szkoły
im jestem starszy tym rzadziej wesoły
pora na ucztę rozstawiaj stoły
nad moją głową latają anioły
ta, latają anioły
krwawe, bez skrzydeł, biedne maleństwa
zostali ludzie którzy nie mają serca
a życie stawia mnie na granicy szaleństwa
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (1):
wbiły w nie zęby, namiętnie, dogłębnie."
poezja <3