Tekst piosenki:
Kiedy byłem mały chłopcem, to paliłem kiepy
I śmieszne papierosy. Oni walili sety
Kroczyłem ulicami szeptem, nie byłem kretyn
Dziś moje kroki ciężkie słychać na kilometry
Lecz nie podnoszę głowy, dopóki nie minę mety
Jakieś dzieciaki chcą mnie podejść. No synek, gdzie ty?
Potykasz się o sznurowadła to wstawimy rzepy
Wy ciągle wszystko na poważnie, my bawimy się tym
Kiedyś ze śmiechu prawie płakał, gdy kleiłem wersy
Dziś na fejanku prosi trzy bilety
Dla swojej mamy, swojej siostry i dla swej kobiety
Zachowaj te pieniądze, w Taco Corp nie klepią biedy
To żaden wstyd, kiedy kuszę los
Nie lecą łzy, kiedy gubię coś
Jedynie, gdy zgubą jest człowiek…
Wtedy czuję cios
Gdy mój mózg się zapuszcza w noc
Do moich drzwi znowu puka ktoś
A ja wiem, że to jeszcze nie koniec
A gdy byłem młodzieńcem, to się kochałem w tobie
Obwiniam ciebie za te fobie i słabe stopnie
Mieszkałem za blisko ciebie, za daleko od niej
Masz po mnie parę fantów, może na Allegro opchniesz
Czekałem jakieś dwa tygodnie, może się ockniesz?
Kiedyś to wszystko było prostsze, tych parę dotknięć
Niwelowało cały odstęp. Dziś węszę podstęp
Gdy dzwonią telefony. Odbieram mówiąc “co chcesz?”
Na uprzejmości brak mi siły, także gadaj konkret
Przechodź od razu do tematu, czasu brak na oddech
Mieliśmy być dorośli a na twarzach nadal obłęd
Nie licz na ludzi, a jak musisz, sprawdzaj saldo potem
Zero miłości w naszym mieście, tej jedynej szukasz
Dwa razy wszedłeś do tej rzeki, do trzech razy sztuka
W tych czterech kątach spędzasz piątek i się pławisz w smutkach
Ten szósty zmysł… Siedem nieszczęść głupio patrzy z lustra
To żaden wstyd, kiedy kuszę los
Nie lecą łzy, kiedy gubię coś
Jedynie, gdy zgubą jest człowiek…
Wtedy czuję cios
Gdy mój mózg się zapuszcza w noc
Do moich drzwi znowu puka ktoś
A ja wiem, że to jeszcze nie koniec
Kiedy będę starszym panem, spojrzę pewnie w lustro
Zbieram owoce cierpliwości jak polecił Rousseau
Po ci pełny portfel jeśli na pogrzebie pusto?
Brak ludzi, którzy za twą duszę jakąś setkę chlusną
Kończę 30 w 2020
Chcę się wtedy cieszyć szumem drzew i dolców szelestem
Także zagram to, co trzeba, jakiś koncert lub festyn
Zamiast zmieniać pensje na żetony robię investment
A więc jadę na występ, jadę na występ
Nie piorę swych brudów publicznie, łapy mam czyste
Choć jeszcze nie jestem dorosły, już raczej nie chłystek
Siadam se w bistro, biorę beefsteak, obgadam biznes
Żaden garnitur, noszę jeansy i biały t-shirt
Oni gadają, płaczą, krzyczą, a ja nic nie słyszę
To pieskie życie na okrągło chcą gonić jak hycel
Siedzę w obłokach i popijam szprycer
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):