Tekst piosenki:
To zwykły wieczór i szare popołudnie
Znowu patrzę w lusterko myśląc jak wiele umiem
Czasem bywałem durniem, potrafiłem coś zjebać
Potem stojąc przed lustrem chciałem sam sobie zajebać
Uliczny letarg, a szkła rozbite na ziemi
Przez Twoje serce krew napływa do Twych źrenic
Czasem chciałbym coś zmienić lecz wiele nie potrafię
Więc moje szare myśli to życiowe sytuacje
Słowa na papier przelewam jak czasem wódkę
A moje myśli stawały się bardziej krótkie
Potem żałuję no bo może coś zrobiłem,
Ale nie dam rady zmienić tego co już popełniłem
Mam własny wysiłek podczas pisania tekstów
Weź powiedz coś od siebie gdy coś leży na Twym sercu
U ludzi tak jak w wierszu występują często błędy
A potem się pytają jak mają iść i którędy
Sam nie wiem kiedy, ale przyjdzie na mnie kolej
Bo śmierć pomimo lat stawia znaki na mej drodze
Sam jeżdżę motorem i jakoś daję radę, ale
Nie jestem pewny co przyniesie skrzyżowanie
Życiowy pacierz odmawiają moje myśli
Kiedy przeciągam gaz i kosztuje tej słodyczy
Ona na mnie nie krzyczy, lecz mnie tuli w swoje dłonie
Adrenalina, a potem mówię jej koniec
Niosą mnie konie, za mną spaliny z tłumika
Niczym stodoła, a w niej płonące ludziska
Też chciałbym być tam, gdzie niebieskie autostrady
Motocyklista i mieć ze sobą dwa kaski
Dla mej dziewczyny, a zarazem mej kochanki
Bo może tamten świat byłby bardziej idealny
Nie wiem czy Bóg mnie zbawi bo nie mnie to osadzać
Ty wiesz, że sztuką jest upaść, i potem nie powstać
Możesz uciekać, biec i szukać wsparcia chłopak
Dlatego LwG wciąż widnieje na mych torach
Jak tu nie skonać śmiechem ze wszystkich ludzi
Dla nich droga to rzeź, w łeb pakowane kulki
Nie chciałbyś się obudzić na środku pola walki
Gdy walczysz o życie, ona mogłaby się martwić
Ja nie chce jej zostawić bo istnieje w moich oczach
Jako moja dziewczyna, którą naprawde kocham
Wciąż jeżdżę na dwóch kołach, choć bywało na jednym
Też czasem miałem strach gdy zbliżały się zakręty
To jak przez lewy pas jadą na czołówkę mendy
Teraz powiedz że grasz czy wolisz być dopadnięty
Bóg nam odlicza czas i nikt tego nie powstrzyma
Kiedyś czekała nas upragniona Palestyna
Nie chce by ma rodzina cierpiała kiedyś za mnie
A Ty możesz jak chcesz skończyć z żyletkami w wannie
Ja jeżdżę po asfalcie, przelewam słowa w papier
Sam nie wiem czy Ty wiesz co znaczy posiadać pasję
Są takie sytuację gdzie było bardzo blisko
By pocałować się z tym co jedzie na przeciwko
To jak wielkie boisko przedzielone grubą linią
Przede mną czeka wróg, a za mną zostawiam wszystko
Życiowy szary kurz nie daje zasnąć myślom
Bo uwiera jak proch tym walecznym karabinom
Teraz pomódlmy się za tych którzy w walce giną
Kiedyś zobaczycie bedziemy wielką rodziną
Każdy z nas trzyma ster, nim kieruje własnym życiem
Więc nie kieruj nim źle, bo to tylko jedno z istnień
Mam jedną bliznę, której nie potrafię wytrzeć
A po czym ona jest, to jest raczej oczywiste
Skazany na maszynę, a raczej ona na mnie
Ty nie zrozum mnie źle i jedźmy swoim pasem(jedźmy swoim pasem)
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):