Lady Małgorzata, Lady Małgorzata,
szyła nad morskim brzegiem,
cała w czerń ubrana,
i przyszło wtem do głowy jej,
by w głąb lasów powędrować,
zerwać kwiaty, by kapelusz przyozdobić,
moi drodzy,
zerwać kwiaty - by kapelusz przyozdobić!
Zatem podwinęła halki swe nieco nad kolana
i zwinnie tak pobiegła ponad ziemią,
i gdy dotarła do przecudnie zielonego lasu
zgięła w dół gałęzie,
moi drodzy,
ugięła w dół gałęzie!
Nagle dojrzała młodzieńca pięknego,
jak stał przy drzewie sobie,
on do niej wtenczas rzecze:
jakżeś mogła się odważyć,
by pogiąć te gałęzie,
bez mojego pozwolenia,
moja droga,
bez pozwolenia mego!?
Bo widzisz - rzecze ona na to -
las ten mały tylko moim jest,
ojciec mój podarował go mnie,
mogę giąć gałęzie te bez zgody twej,
młodzieńcze!
o, właśnie tak - bez zgody twej!
A on uchwycił jej mleczno-białą dłoń,
i za rękawy jak trawa zielone
pociągnął w dół ją, w krzewów gąszcz,
nie zapytał jej o zgodę ani razu,
moi drodzy,
i gdy było już po wszystkim,
obróciła się, by spytać kochanka swego
o prawdziwe jego imię,
nie ujrzała jednak nic,
i nic nie posłyszała,
a las cały w mroku tonąć począł,
a las cały począł tonąć w mroku!
Dwadzieścia i cztery damy są w krainie
i wszystkie one w szachy grają,
oprócz Lady Małgorzaty,
zielonej niczym szkło zielone,
moi drodzy,
zielonej niczym szkło zielone!
I dwadzieścia cztery damy, wszystkie w kraju,
niczym róże się czerwienią,
oprócz Lady Małgorzaty - bladej i mizernej,
moi drodzy,
bladą i słabą stała się!
Przemówiła mała służka,
uniosła dłoń jej i zaśmiała się,
rzekła: zdaje mi się,
iż pani moja kochała za długo
i brzemienną teraz jest,
moi drodzy,
i dziecięcia już spodziewa się!
Na to druga służka odezwała się,
niestety rzekła tak:
mnie zaś zdaje się,
że zielę znam z zielonego lasu,
które wypchnie dziecię twe z ciebie,
które wyrwie z ciebie dziecię twe!
Zatem Lady Małgorzata grzebień ujęła
w pośpiechu włosy zaczesała
i już w głębi zielonego lasu jest!
I rwała ile siły w niej,
moi drodzy,
i rwała ile siły miała,
lecz nim zdążyła w lesie zielonym,
ziele upragnione zerwać,
stanął przy niej młody Tamlin,
i rzecze do niej: Małgorzato, zostaw to,
och, Małgorzato - porzuć to!
Po cóż rwiesz ten mały, gorzki krzak,
krzak, co szary rośnie tak,
po to by zniszczyć to piękne,
to młode dziecię, któreśmy spłodzili
podczas naszej zabawy, moja droga,
któreśmy podczas zabawy spłodzili!
Zatem podejdź i powiedz mi, Tamlinie - rzecze ona
- czyliż ziemskim jesteś człekiem?
Kłamać cię nie będę - mówi młody Tamlin,
ochrzczonym jest tak dobrze, jako i ty,
ochrzczono mnie tak dobrze, jak i ciebie,
lecz gdym polował pewnej gorzkiej, gorzkiej nocy,
z konia żem spadł mego,
i królowa elfów pochwyciła mnie
bym w sercu zielonego wzgórza zamieszkał,
bym zamieszkał w sercu wzgórza zielonego!
Lecz dzisiejszej nocy
są Zaduszki, młoda damo,
i schwytani przez elfów - przybędą,
i jeśli chciałabyś, by prawdziwa miłość twoja
zwyciężyła,
za mostem przy młynie schować musisz się,
najdroższa moja,
za mostem przy młynie musisz ukryć się!
I pierwszy ruszy pędem kary koń,
po nim gniady będzie biec,
po nim zaś - siwy cwałem puści się,
uchwycisz go mocno, bać się nie będziesz,
bowiem on jest ojcem twego dziecka,
kochanie moje,
on jest ojcem dziecka twego!
Zmienią mnie w ramionach twych
w wiele bestii dzikich tak,
lecz trzymaj je wszystkie mocno,
mdłości nie czuj,
bo to ojciec twego dziecka,
kochana moja,
to ojciec dziecka twego!
Więc Lady Małgorzata chwyta grzebień,
w pośpiechu włosy czesze
i już przy starym młynie jest,
najszybciej, jak tylko może,
moi drodzy,
najszybciej, jak może ruszać się!
I tuż przed północą
posłyszała cugli dźwięk,
och, drodzy moi, serce biło mocniej jej
niż cokolwiek z ziemskich rzeczy,
niż cokolwiek, co na ziemi było!
I pierwszy przebiegł kary koń,
po nim gniadosz zaś,
a następny siwy był,
więc schwyciła szybko go,
nie bojąc wcale się,
wszak to ojciec dziecka jej,
wszak to ojciec dziecka jej!
Piorun przeszył niebo,
rozbłysły gwiazdy, jakby nastał dzień,
królowa elfów wydała krzyk
Tamlin zbiegł, dzielni chłopcy,
dzielny Tamlin zbiegł!
I pierwsze, w co zmienili go,
to lew, galopujący dziko tak,
lecz trzymała mocno go,
nie bojąc wcale się,
wszak to ojciec dziecka jej,
wszak to ojciec dziecka jej!
I zaraz kolejnym stworem,
w którego obrócili go,
był obmierzły, obrzydliwy wąż,
co mówi: trzymaj mnie silnie,
o nic nie bój się,
bom ja jednym z bożych stworzeń jest,
moja droga,
bom ja bożym jest stworzeniem!
Zatem znów zmienili go w ramionach jej
w czerwoną, rozpaloną żelazną sztabę,
lecz trzymała ją mocno, nie bała się wcale,
i nie doznała żadnej krzywdy,
i żadnej nie doznała krzywdy!
I ostatnim, w co przemienili go,
był po prostu nagi mąż,
ona płaszczem go okryła swym,
i zapłakała: kochany mój, wygrałam,
kochany mój - zwyciężyłam!
A królowa elfów zawołała zza zarośli,
czerwona niczym krew,
winnam była oczy wyłupić ci, Tamlinie,
i dwa dać nowe ci - drewniane,
i drewniane oczy wprawić tobie
Historia edycji tłumaczenia
Komentarze (0):