Tekst piosenki:
[Zwrotka 1]
Piszę po nocach, zasypiam za dnia,
To mój prywatny kaftan, ten świat kopie jak afgan.
Po trupach do celu, ten slogan już wisi,
Jeszcze cię tu zdobędę, moja droga Khaleesi.
Życie to tani plastik, ludzie nie są poważni,
Mam w chuju "what do you mean?", ja to nie Justin.
Ukrywam się na mieście, tam gdzie łatwo się staczać,
Przez durne implikacje mam przyszłość Himilsbacha.
Proszę, mnie zabierz stąd, na wzgórzach jak The Weeknd,
Mówią, że dla takich jak ja muza jest narkotykiem.
Znam hardcore liter, bo słowa mogą ranić,
Już byli więksi ode mnie, którzy się wykrwawiali.
To moja ścieżka, jestem uzależniony,
Muszę się wdrapać na szczyt, nawet jeśli jest stromy.
Muszę wydrapać ściany, naćpany sukcesem,
Jak już mi się to uda, odstąpię ćpunom fetę.
Bo żyję lepiej jak mnie nie widzi nikt.. przy zgaszonych światłach,
To mój prywatny cyrk.. w ruch idzie znowu małpka.
Drę wyblakłe zdjęcia, na których ty się śmiejesz,
Od mojego poczęcia byłaś sensem, istnieniem.
Odwiedzasz mnie o zmroku, moich problemów słuchasz,
A ja jak bękart Starków - chcę znów wywołać ducha.
Mijam stare ulice, by znów ciebie zobaczyć,
Stoję na światłach miasta, tak jak kiedyś Grammatik.
Mówią, że dla nas przyszłość jest zapisana w gwiazdach,
Phenomenal jak Marshall, chodź, to pokażę astral ci.
Gubię jak hustla plik, weź mnie za rękę,
Wysokoprocentowy płyn i zaczynam zaklęcie.
Po szczęście do utraty sił, tak cały rok,
Bo mam w sobie nadzieję, tak jak Billy Hope.
[Bridge]
Wiesz, my tak żyjemy.. to nasze Winterfell,
Lód obok serca i chłód pośród źrenic, nasze prywatne mury stanowią dla kogoś cel.
Moja droga Khaleesi.. masz w sobie smoczą krew,
Dziś znowu mi się przyśnił ten obiekt pożądania, co ci odbiera tlen.
[Zwrotka 2]
Dobra, kończę z poezją, walę wódę do rana,
Ten świat na trzeźwo nie ma nic do zaoferowania.
Mam całą osobowość schowaną w metaforach,
Gdybym nie mógł tu pisać, tonąłbym w ketanolach.
Taksówki tam gdzie zawsze, jak złapię, to mam farta,
Ciężko wracać do lokum, które zmieniasz co kwartał.
Ludzie mnie zaczepiają, a mi tak ciężko przestać,
Być tak samo wkurwionym, jak w tych kolejnych tekstach.
Ze wszystkich moich kumpli nie zostałem Januszem,
Bo rap, bo trasa, płyta, ziomek, kurwa, ja muszę.
Dążyć do swoich marzeń, choć ciągle widzę progi,
Co mi, kurwa, po aucie, jak zboczę ze swej drogi?
Co mi po tych wakacjach w Egipcie, last minute?
Jak widzę znów publikę drącą się "masa skilli".
W ogniu kolejnych hejtów, za barykadą propsów,
Ta duma to nie kostium, musiałbym skoczyć z mostu.
Jestem nie do złamania, zamykam mordę dziwkom,
Znam horrory jak Hitchcock, przeżyłem, kurwa, wszystko.
Sława jest warta grzechu, daj fejm, nim zawisnę,
Nie jestem złotą rączką, jak Jaime Lannister.
W obliczu problemów, ta, krzyczę, że życie to próby i błędy,
Rozlicza mnie gremium, moim celem jest zapychać te kluby w weekendy.
Liczę się z ryzykiem, jeżeli będę tonąć,
To poucinam łapy wszystkim pomocnym dłoniom.
Tak zginął tutaj człowiek idący po nieśmiertelność,
Znam cenę za splendor, wiem, że zabiera tętno.
[Bridge]
Wiesz, nie wierzę w przeznaczenie,
Jeżeli coś osiągnę, to nie przez znajomości,
Paru moich kolegów tu wpadło przez nasienie,
Dlatego mała odmawiam ci chwili przyjemności.
Wiesz, my tak żyjemy.. to nasze Winterfell,
Lód obok serca i chłód pośród źrenic, nasze prywatne mury stanowią dla kogoś cel.
Moja droga Khaleesi.. masz w sobie smoczą krew,
Dziś znowu mi się przyśnił ten obiekt pożądania, co ci odbiera tlen.
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):